1166895-0-q80

Autor: Dominik Kędzierawski

Black Mirror jest niewątpliwym białym wielorybem pośród seriali. Od samego początku twórca serialu – Charlie Brooker udowodnił, iż nie zamierza kroczyć utartymi szlakami. Antologiczna natura serialu niewątpliwie pomogła spełnieniu jego wizji. Siedem odcinków wyemitowanych w brytyjskiej telewizji okazało się na tyle dużym sukcesem, by konceptem zainteresował się najnowszy moloch srebrnego ekranu – Netflix, pierw pozyskując serię, a potem wykładając 40 milionów za prawa do 12 odcinków i uczynił z niego jeden ze swoich flagowych produktów.

Więcej nakładów, więcej możliwości, więcej odcinków i przede wszystkim, więcej oczekiwań. To czekało na Brookera i jego dzieło, lecz oni nie zawiedli. Trzeci sezon okazał się dużym sukcesem, a jego czwarty odcinek – zatytułowany „San Junipero” otrzymał kilka wyróżnień, w tym dla najlepszego odcinka roku. Sprawiło to więc, iż czwarty sezon musiał stawić czoła kolejnemu wyzwaniu – dorównaniu trzeciemu.

Czy mu się to udało? I tak, i nie. Był to sezon bardzo solidny, ale również bardzo nierówny. Były momenty świetne, lecz były również takie, które budziły w tobie frustrację i chęć do ciągłego narzekania. Były również momenty, kiedy z ekranu do bólu epatowało „oglądasz Black Mirror”, ale również i takie, które zupełnie nie pasowały do tego serialu. Cóż, można by podnieść argument, iż taka przypadłość tyczy się znaczącej większości produkcji i szczerze, będzie to argument trafny. Black Mirror jednak z racji swojej konstrukcji jest wręcz stworzone, by takiej sytuacji uniknąć.

Oczywiście każdemu dana historia może się podobać, albo nie, lecz w tym sezonie jest widoczna mała przepaść pomiędzy odcinkami najlepszymi, a najgorszymi. Największym jednak grzechem tego sezonu, było coś, czego nigdy fan serialu by się nie spodziewał – spartaczenie bardzo dobrego pomysłu. Oddać za to należy, iż jeżeli chodzi o aspekty techniczne i wizualne, ten sezon jest zdecydowanie najlepszym jeżeli chodzi o całość serialu. Już pierwsze dwie serie były zrealizowane na wysokim poziomie, acz wsparcie Netflixa wyniosło dziecko Charliego Brookera na najwyższą półkę. I w czwartej serii poczyniło największy postęp.

Przed sezonem miałem nadzieję, iż Black Mirror raz jeszcze zrobi papkę z mózgu i zmusi do kwestionowania naszego bytu, dążeń technologicznych i ogólnie wszystkiego, co wokół nas. Miałem również wątpliwości, czy w ogóle takie odcinki się pojawią, widząc wszelkie zapowiedzi. Wątpliwości na szczęście się nie zrealizowały i to, czego chciałem, poniekąd otrzymałem, ale muszę dodać, iż mały, najmniejszy zawód może się przydarzyć fanom serii.

Sezon czwarty po prostu nie potrafił wstrząsnąć tak, jak robiły to wcześniejsze. Nie znaczy to, że nie potrafił. Co to, to nie. Wciąż Black Mirror posiada zakończenia, po których jedyne co jesteś w stanie zrobić, co zastygnąć w bezruchu patrząc się w pustkę przed Tobą. Serial wciąż trzyma bardzo wysoki poziom, a tutaj może się po prostu rozchodzić o oczekiwania fanów wygórowane do nieziemskiego stopnia. Aczkolwiek dla kogoś, kto zaczyna swoją przygodę od czwartego sezonu, to nie będzie problemem.

Dlatego zwykła ocena tego sezonu nie jest w gruncie rzeczy możliwa. Rolę w niej gra zbyt dużo czynników, a niektóre z nich są po prostu bezsensowne albo dla innej osoby w ogóle nie zmieniają odbioru tej serii. Niemniej jednak sezon czwarty jako całość był bardzo dobry. Trzeźwe spojrzenie na niego ukazuje kilka rozczarowań, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że źle się bawiłem. Bawiłem się bardzo dobrze podczas seansu, niemalże nie odrywając wzroku od ekranu. A to się liczy najbardziej, nieprawdaż?

W Black Mirror każdy znajdzie coś dla siebie, ale chciałbym jeszcze dodać słowo o trailerach. Żyjemy w czasach, kiedy trailery filmów zawierają najciekawsze sceny i niejednokrotnie spojlerują to, co zobaczymy na srebrnym ekranie. Tutaj o to nie musicie się martwić. Dobrych 80% scen ukazanych w trailerach to sceny z pierwszych 5-10 minut epizodu, zupełnie kryjące wszelkie twisty i nie zdradzające absolutnie nic. Są one również świetnie zmontowane i tylko zachęcają do seansu. Osobiście jestem niezadowolony z obecności tylko jednej sceny w sześciu trailerach, ale po samym obejrzeniu zapowiedzi nic z niej nie wynika.

Mając to wszystko na uwadze, zapraszam na parę słów o każdym odcinku, oczywiście bez spoilerów i psucia zabawy.

Black Mirror 1
fot. Netflix

Odcinek 1 – USS Callister

Już w trakcie seansu mój wewnętrzny głos uznał, iż opis tego odcinka bez spojlerów będzie największym problemem spośród tego sezonu. Sam trailer ujawnia tylko jedną z dwóch narracji w nim prowadzonych – space operę. I choć każdy obeznany z serialem spodziewał się mrocznego twistu, choćby najmniejszy opis drugiej narracji to spoiler.

Rozpoczynając więc podróż po tym polu minowym – Callister to bardzo dobry odcinek. Nie jest to wyłącznie kalka ze Star Treka, więc jeżeli ktoś ma obawy wobec tego, to niepotrzebnie. Samo groteskowe ukazanie tego uniwersum naprawdę się sprawdza i świetnie współgra z drugim wątkiem. Postacie są celowo przerysowane, ale idealnie obrazują jednostki jakie napotykamy w swoim życiu.

Krytyka naszego, realnego świata również bardzo rezonuje po seansie i jest po prostu wiarygodna. Mroczny klimat tutaj przecinany poprzez żarty, momentami lepsze i gorsze, ale trudno się przyczepić do czegokolwiek w tym odcinku. Callister bawi, szokuje i świetnie wygląda, a jego zakończenie jest bardzo solidne. Nie jest to najlepszy odcinek sezonu, ale powinien spodobać się znaczącej większości oglądających, nawet jeśli nie macie w sobie nic z geeka.

Black Mirror 2
fot. Netflix

Odcinek 2 – ArkAngel

Po tym odcinku oczekiwałem pobudzenia dyskusji odnośnie kwestii moralnych i to otrzymaliśmy, tylko w o wiele mroczniejszym wydaniu. Bardzo dobrze został przedstawiony kontrast pomiędzy starymi metodami wychowawczymi, a tą nową – tytułowym ArkAngelem.

Postać panicznej matki jest bardzo wiarygodna i dobrze zagrana. Motyw rodzicielstwa i tego, do czego jest ono w stanie zaprowadzić matkę został dobrze ukazany i był najmocniejszym aspektem odcinka.

Postać dziecka? Nierówna. W jednym bardzo dobra, w drugim przerażająca, a trzecim żywcem wyjęta z oklepanych klisz. Niemniej cały odcinek jest, podobnie jak Callister, bardzo solidny, lecz posiada lepsze zakończenie. Jedna z końcowych scen wywołuje ciarki i jest jedną z lepszych scen w Black Mirror w ogóle.

Black Mirror 3.1
fot. Netflix

Odcinek 3 – Crocodile

Do tego odcinka z kolei podchodziłem z rozsądnymi oczekiwaniami, zwłaszcza pod względem kinematografii. O ile sama fabuła i tempo akcji miały swoje lepsze momenty, a kreacja jednej z dwóch głównych bohaterek była tak przeciętna i kontradykcyjna do bólu, tak wizualnie był to najlepszy odcinek sezonu.

Oczywiście wielka w tym zasługa Islandii na której odcinek był nakręcony, ale i do aspektów technicznych trudno mieć wątpliwości. Każde długie ujęcie zapierało dech w piersiach i naprawdę zalatywało „Zjawą” z Leonardo DiCaprio w pewnych chwilach. Wracając zaś do fabuły, ta miała swoje wzloty i upadki. Raz jeszcze jednak w tym sezonie mocną stroną jest zakończenie, serwujące naprawdę niespodziewany twist.

Black Mirror 4
fot. Netflix

Odcinek 4 – Hang The DJ

Był zapowiadany jako luźny i na odprężenie, mając służyć za „San Junipero” tej serii. Takim ten epizod zdecydowanie był, chociaż scenariuszowo nie porwał. Historia w nim ukazana jest prosta – przedstawia losy Amy i Franka zestawionych ze sobą za pomocą aplikacji dyktującej im jak długo będą ze sobą i co mają robić.

I to by było na tyle z interesujących rzeczy, gdyż Hang The DJ fabularnie jest po prostu bardzo przewidywalny, a końcowy twist jest zgrabnie wpisany we wcześniejsze dialogi, które są za to mocną stroną tego odcinka. Chemia pomiędzy dwójką głównych bohaterów jest fenomenalna, dzięki czemu przewidywalność ich losów w ogóle nie razi. Postacie poboczne również nie zawodzą, oferując ciekawą mieszankę charakterów i ogólnie przyjemny epizod.

Wielki plus należy się także scenografom, gdyż kostiumy i ogólny widok odcinka również grają na jego korzyść. Niemniej jednak nie jestem w stanie przyznać, iż to najlepszy odcinek tego sezonu. Za to jako jasna strona Black Mirror sprawdza się bardzo dobrze.

Black Mirror 5
fot. Netflix

Odcinek 5 – Metalhead

Nie ma odcinka, który byłby dla mnie tak polarny. Już ktoś niezaznajomiony z Black Mirror zauważy, że piąty epizod który trwa zaledwie 41 minut, z czego 39 przypada na sam odcinek, jest dziwnie krótki w porównaniu do innych odcinków serialu. Tutaj niestety muszę dodać, iż co bardziej zmartwieni mają powód – te 39 minut jest jedną z przyczyn, jeśli nie jedyną, dlaczego Metalhead jest zmarnowanym potencjałem. Bo parę minut więcej zrobiło by cuda.

To ogromna wada, która ujawnia się jednak już po seansie. W jego trakcie, Metalhead jest świetnym odcinkiem. Monochromatyczna kolorystyka tworzy wyjątkowy klimat, a ta część fabuły, która jest nam ukazana, wraz z nim trzyma widza w nieustannym napięciu. To przeszło 40 minut bycia wbitym w fotel, spotęgowane mocnym i emocjonalnym zakończeniem. Niesmak po dziurach jednak pozostał. To nie w stylu Black Mirror, które zawsze tak pieczołowicie dba o szczegóły swoich historii i prowadzenie narracji.

Black Mirror 6
fot. Netflix

Odcinek 6 – Black Museum

Majstersztyk i bezapelacyjnie najlepszy odcinek sezonu. Już sam jego koncept był intrygujący – tytułowe czarne muzeum, szkatułkowa budowa (trzy historie wpisane w główną narrację) plus świetnie poprowadzony trailer. I nic nie zawiodło.

Główny wątek jest najlepiej poprowadzonym w tym sezonie, a Rolo Haynes, którego poznajemy w trailerze, swoim występem skradł ten sezon. Bardzo dobrze zagraną postacią była także Nish. Finałowe twisty tego wątku były niespodziewane, a ponowny seans tego odcinka ukazuje jak dobrze całość została opowiedziana.

Niewiele głównemu wątkowi odstępują opowiedziane historie, które bawią, szokują i igrają z widzem. Haynes to fenomenalny narrator i zasługuje na to, by jeszcze się pojawić na łamach serialu, bądź w ogóle otrzymać własny. Czarne Muzeum to również odcinek puszczający raz za razem oczko dla fanów serii i nie brakuje w nim nawiązań do czwartej serii. To tylko dodaje uroku temu odcinkowi. Idealny epizod, by zakończyć sezon.

Na koniec jeszcze mała zapowiedź. W weekend na blogu powinna ukazać się również nasza dwuczęściowa spojlerowa recenzja czwartego sezonu w formie podcastu, w której szczegółowo przyglądamy się każdemu odcinkowi najnowszej serii Black Mirror. Będziemy mówić o tym, co nam się podobało oraz co wywoływało zgrzytanie zębami, a na koniec uszeregujemy odcinki od tych, które podobały nam się najbardziej, do tych które podobały nam się najmniej. Zapraszamy 🙂

 

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s