Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zobaczyłem zwiastun do Ready Player One byłem, może nie zachwycony, ale całkiem zaintrygowany. Do tego stopnia, że kiedy pisałem swoją top10 listę filmów, na które najbardziej czekam w tym roku najnowsze dzieło Stevena Spielberga znalazło się, co prawda nie w mojej pierwszej dziesiątce, ale wśród wyróżnionych filmów. I okazało się naprawdę dużym zawodem.
I nie chodzi tu wcale o te wszystkie nawiązania do popkultury, tej całej nostalgii, na której tak bardzo opiera się ten film, ale na tym, że to naprawdę słaba historia. Fakt, te nawiązania są czasami całkiem fajne, ponieważ kiedy na ekranie mignie Ci postać z lubianej przez Ciebie gry, filmu, książki, komiksu itp. to automatycznie na twarzy pojawia się lekki uśmiech. Niemniej większość, poza kilkoma wyjątkami, tak naprawdę nie wnosi do fabuły nic ciekawego. Ot, po prostu są. I mam wrażenie, że są wrzucone tylko i wyłącznie jako wabik na wszystkich widzów, bo gdyby je wyciągnąć to wtedy film najzwyczajniej w świecie przeszedłby bez większego echa.
Już raz można było zobaczyć film, który miał w scenariuszu kilka lub kilkanaście nawiązań, a mianowicie Wreck-It, Ralph. I tam w przeciwieństwie do Ready Player One tych nawiązań było zdecydowanie mniej i wiele osób na to narzekało na ten aspekt, niemniej na koniec dnia jeśli z animacji Disney’a wyrzucimy wszystkie easter eggi to jest to dalej dobra historia.

W przypadku najnowszego dzieła Spielberga tego nie ma. Tutaj fabuła nie jest najwyższych lotów, ciężko nam polubić głównego bohatera i postacie drugoplanowe, a produkcji momentami brakuje konsekwencji w sposobie konstruowania całego świata, np. w sposobie korzystania z systemu wirtualnej rzeczywistości, które przenosi bohaterów filmu do Oasis, czyli filmowego wirtualnego świata.
W jednej ze scen widzimy, że postacie mają na sobie wirtualne gogle i pomimo tego, że w rzeczywistości się nie poruszają, to ich avatar funkcjonuje normalnie w Oasis, w kolejnej scenie nasz główny bohater korzysta ze specjalnej bieżni, po której się porusza i która umożliwia mu chodzenie w wirtualnym świecie, a w jeszcze innej mamy postacie biegające po ulicy i te same ruchy wykonują ich wirtualne odpowiedniki. To więc, jak to w końcu wygląda? I czy w tym ostatnim przypadku nie jest to zbyt niebezpieczne, biorąc pod uwagę, że rzeczywisty świat nie jest taki sam, jak w Oasis i co jeśli ktoś na trafi na jakąś ścianę, wpadnie pod najeżdżający samochód lub coś jeszcze innego? Film nie odpowiada w ogóle na te pytania i ktoś mógłby powiedzieć, że zwyczajnie się czepiam, ale to właśnie dbałość o takie szczegóły odróżnia dzieła słabe i przeciętne od tych na przyzwoitym poziomie.

Sama fabuła również nie powala, ponieważ w tym świecie przyszłości zła korporacja, chce dobrać łapy do Oasis, stając się jej pełnoprawnym właścicielem, a zrobić to można tylko rozwiązując trzy zagadki pozostawione w grze przez jej twórcę.
I tu pojawia się Wade, nasz główny bohater, który stara się temu zapobiec razem ze swoją grupą znajomych poznaną właśnie w sieci. I właśnie motyw poznawania innych osób w internecie mógłby być ciekawym wątkiem, jednak film nie robi z nim zupełnie interesującego.
Do tego postacie są tak stereotypowe, jak to tylko możliwe, od antagonistów po protagonistów. Z jednej strony mamy tego złego szefa korporacji, który jest po prostu złym szefem korporacji i w zasadzie niczym więcej, a np. z drugiej Azjatów, których avatarem w Oasis jest oczywiście wojownik pochodzący z kultury Dalekiego Wschodu, a jeden z nich w realnym świecie zna sztuki walki. Bo wiecie w prawdziwym życiu każdy Azjata zna sztuki walki. Przynajmniej tak starają się to przedstawiać filmy, co jest kompletną bzdurą.
Nie mogę też nie wspomnieć o wątku romantycznym, który jest poprowadzony w koszmarny sposób. I już nie mówię o tym, że między naszą ekranową parą nie ma prawie jakiejkolwiek chemii, ponieważ poza próbą rozwiązania zagadek pozostawionych przez twórcę Oasis nic ich tak na dobrą sprawę nie łączy. W filmie i tak jest to podobno potraktowane w łagodny sposób, bo w książce na podstawie której oparta jest produkcja przedstawione jest to w bardzo niepokojący i podchodzący pod prześladowanie sposób.

Ok, bo tak narzekam i narzekam. Ale czy jest w ogóle coś co podobało mi się w filmie? Poza oczywiście wspomnianymi przeze mnie wcześniej nic nie wnoszącymi do fabuły easter eggami, które udało mi się rozpoznać dość ciekawie prezentują się same zadania.
I z nich wszystkich te drugie akurat podobało mi się najbardziej, ponieważ nawiązuję do jednej z kultowych produkcji filmowych lat 80-tych na podstawie, a jakże równie kultowego tytułu. I jest to przeprowadzane naprawdę sprawnie, w bardzo naturalny i przemyślany sposób, który najbardziej powinien przypaść do gustu fanom owego dzieła, ale nawet ci, którzy nigdy go nie widzieli, bądź nie czytali nie powinni narzekać.
Jeśli zaś chodzi o pozostałe zadania to trzecie i ostatnie odwołuje się do jeszcze pikselowych gier na pierwsze konsole komputerowe, co niewątpliwie wywoła falę nostalgii u wszystkich grających w jakikolwiek z zaprezentowanych w filmie tytułów. Mi podobało się jednak od tego bardziej pierwsze zadanie, czyli wyścig, którego fragmentu możemy zobaczyć w zwiastunie i to przede wszystkim dlatego, że jeśli w popkulturze są jakieś pojazdy, za których sterami chciałbym zasiąść to Delorean z Powrotu do Przyszłości jest właśnie jednym z nich.

Podsumowując Ready Player One to taki jeden wielki easter egg z mnóstwem bohaterów, stworzeń, kreatur i miejsc nawiązujących do innych dzieł popkultury ostatnich kilkudziesięciu lat. I gdyby nie to, gdyby nie te małe rzeczy, które rozpoznajemy na ekranie i powodują w nas uczucie nostalgii, w najnowszym dziele Spielberga byłoby w zasadzie niewiele godnego uwagi, jeśli w ogóle cokolwiek. Więc na koniec lepiej po prostu obejrzeć te filmy i seriale, przeczytać te książki i komiksy lub zagrać w te gry, na którego postaciach w lwiej części bazuje Ready Player One. Wyjdzie to wszystkim na dobre. W szczególności widzom, bo nostalgia to fajna rzecz, ale lepiej zachować ją do oryginalnych tytułów, gdyż za kilkanaście/kilkadziesiąt lat do tego filmu nikt jej mieć nie będzie.