Często mam tak, że oceniając filmy super bohaterskie, czy mi się podobał, czy nie, pierwszym i z reguły najważniejszym kryterium jest próba utożsamienia się z bohaterem i tego, czy po zakończonym seansie zwyczajnie chciałbym nim być. Wejść w jego rolę, posiadać jego moce, móc przeżywać jego przygody. Dopiero później zastanawiam się nad pozostałymi czynnikami składającymi się na prezentowaną na ekranie opowieść.
I pomimo tego, że ten Spider-Man to bohater liceum, a ja jestem już nieco starszy i film pewnie bardziej miał większy impakt na młodszych widzów, ale o matko… jak fantastycznie byłoby być Spider-Manem.
Naprawdę. Ten film to zdecydowanie najlepszy historia o przygodach Człowieka Pająka jaki dotąd mieliśmy okazję oglądać na dużym ekranie. Bezapelacyjnie przebija trylogię Sama Raimiego i te dwie średnio udane produkcje z Andrew Garfieldem.
Jeśli podobało Ci się, jak przedstawiono postać Spider-Mana w Civil War, z tym, że tam ten wątek zajmował drugi, a może nawet trzeci plan to zwyczajnie pokochasz ten film. Tu dostajemy wszystkiego o wiele więcej. I co najważniejsze wszystko w sensowy i przemyślany sposób. Marvel Studios po raz kolejny pokazało, że jak mało kto potrafi robić dobre adaptacje komiksów.
Chyba największą zaletą tego filmu jest to, że jest to mniejsza historia w tym wielkim świecie stworzonym w ramach Marvel Cinematic Universe i mi to bardzo przypada do gustu. Pewnie dlatego tak bardzo podobał mi się też Ant-Man. Całość, może poza jednym wypadem do Waszyngtonu, dzieje się w Nowym Jorku. Ba, ogranicza się głównie tylko do dzielnicy Quenns, skąd pochodzi Peter Parker. Tu nie ma wielkiego promienia strzelającego w niebo, czy złoczyńcy, krzyczącego, że wszystko zniszczy lub wszystkich zniewoli.
To bardziej kameralna historia skupiona na Peterze, na jego dorastaniu, relacjach z rówieśnikami, zmaganiu się z byciem kimś więcej niż tylko uczniem liceum i wyborach, które musi w związku z tym dokonywać. Parker ciągle uczy się swoich mocy i tego co potrafi, i pokazane to jest lepiej niż w niejednym origin story, choć film originem story nie jest. Poza tym robi to czasem w tak uroczo nieporadny sposób, próbując pomagać innym i momentami popełniając przy tym błędy, jak na dość młodego bohatera, że trudno nie czuć do niego sympatii i mu nie kibicować. I bardzo duża w tym zasługa Toma Hollanda. Tu już nie tylko chodzi o to, że do roli nastolatka wzięto rzeczywiście bardzo młodego aktora, a nie dwudziestokilku latka. Holland wydaje się rzeczywiście czuć rolę Parkera i jest w tym bardzo naturalny.
Ponadto bardzo dobrze zarysowana jest ta jego chęć udowodnienia wszystkim wokół, czyli przede wszystkim Tony’emu Starkowi, że jest pełnoprawnym bohaterem i zasługuje na miano prawdziwego Avengera, że jak sam mówi w zwiastunie, żeby nie traktować go jak dzieciaka.
No właśnie Tony Stark. Jeśli ktoś się po obejrzeniu zwiastunów obawiał się, że w filmie będzie za dużo Iron Mana i to będzie taki Iron Man 3 i pół nie ma w zasadzie czego. Te sceny ze zwiastunów to niemal wszystkie momenty, może poza jedną, dwiema, w których pojawia się postać grana przez Roberta Downey’a Jr., który oczywiście jak zwykle jest fantastyczny, ale do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić.
Tony Stark pełni tu rolę mentora, ale jest bardziej tłem dla parkera i to dalej jest film opowiadający o przygodach Spider-Mana. Większą rolę od Iron Mana ma tu nawet Happy Hogan, czyli starkowy gość od wszystkiego. Zresztą nawiązań do całego MCU jest więcej, ale są wprowadzane w tak subtelny sposób, że w żaden sposób nie czuć tego ciężaru wszystkich poprzednich filmów i w zasadzie można zobaczyć ten film nie oglądając nic wcześniej z MCU. Nie trzeba nawet oglądać Civil War, bo wprowadzeniem do Homecoming jest vlog Petera na temat tamtych wydarzeń, co jest jednym z ciekawszych pomysłów.
Parker, co by nie było jest też nastolatkiem i chodzi do szkoły, więc te jego licealne życie pełni również rolę w produkcji. Szkolne problemy, takie jak zaproszenie dziewczyny na bal, uczestnictwo w licealnej drużynie, która bierze udział w międzystanowym konkursie wiedzy czy też bycie trochę takim niepewnym siebie outsiderem to ważne elementy filmu, ale zrobione z zachowaniem odpowiedniej proporcji, tak by nie wybijały nas od głównego wątku filmu, jakim jest wprowadzanie obcej technologii na ulice Nowego Jorku przez Vulture’a. Tak nas szybko dodam jeszcze, że cały drugi plan w osobach szkolnych kolegów Parkera, w tym jego najlepszego przyjaciela Neda sprawdza się tu bardzo dobrze. Również relacja Petera z jego ciocią May jest fajnie zarysowana.
No, ale przejdźmy do naszego antagonisty. Grany przez Michaela Keatona przeciwnik Spider-Mana jest jednym z najlepszych złoczyńców w całym MCU. Jego motywacja jest przedstawiona w dość jasny i klarowny sposób. Jest taka powiedziałbym przyziemna w tym całym świecie z bohaterami, próbującymi odeprzeć ataki kosmitów, czy zagładę ludzkości z rąk sztucznej inteligencji w ciele zaawansowanego technologicznie robota. Ba, znajdą się pewnie i tacy, którzy z Vulturem mogą się w pewnym stopniu utożsamiać, co tylko pokazuje, że to nie jest jednowymiarowa postać. No i Keaton to klasa sama w sobie, choć jego najlepsze sceny to te, w których jest bez tego swojego super stroju ze skrzydłami i maski, a zwyczajnie w cywilu.
Wiem, że cały czas pozytywnie się o nim wypowiadam, ale to naprawdę solidna produkcja. Nie wybitna, przełomowa, która wnosi jakieś nowe rzeczy to gatunku filmów superbohaterskich, ale naprawdę solidna, a już na tle serii The Amazing Spider-Man to już dzieło niemal genialne. Nie jest też bez wad, ale musiałbym wtedy wejść w spojlery, a nie chcę nikomu psuć zabawy.
Wiem też, że wiele osób narzekało na to, że strój Spider-Mana jest trochę przebajeżony i ma za dużo gadżetów, ale mi to akurat zupełnie nie przeszkadzało, tym bardziej, że Peter dostał go od Starka, więc to nie powinno szczególnie nikogo dziwić.
Podsumowując Spider-Man: Homecoming to bezapelacyjnie najlepszy z dotychczasowych filmów o pajączku i zdecydowanie warto wybrać się na niego do kina. Sam byłem już dwa razy i zastawiam się czy nie pójść raz jeszcze. Mogę polecić z czystym sumieniem każdemu, nawet tym, którzy o tej postaci wcześniej nie mieli większego pojęcia.
Jedna myśl na temat “RECENZJA #1: Spider-Man: Homecoming”