Bliźniacy Weasley’ów. Gred i Feorge. Znaczy Fred i George. Chyba nie ma fana sagi o Harrym Potterze, który nie darzył by ich sympatią. Wydaje mi się, że o tej dwójce mówi się wyłącznie pozytywnie i raczej próżno szukać negatywnych komentarzy na ich temat.
I w sumie ciężko się temu dziwić. Dwóch żartownisiów, bardzo otwartych, sympatycznych i przyjaznych dla wszystkich wokół (no może poza Ślizgonami), co chwilę wpadających w kłopoty z powodu swoich żartów, ale jednocześnie wiedzących, gdzie leży granica.
Któż nie chciałby mieć dwójki takich przyjaciół?
Sam mam do nich całkiem pozytywny stosunek, choć nie należą do moich ulubionych postaci w całej serii. Za to właśnie do nich należą chyba dwa moje ulubione teksty w całej serii, które śmieszą mnie za każdym razem, gdy je czytam.
„Ron uniósł wysoko odznakę.
– Nie wierzę! Nie wierzę! Och, Ron, to cudownie! Prefekt! Jak każdy w tej rodzinie!
– A ja i Fred to co, jesteśmy tylko sąsiadami? – zdenerwował się George, kiedy matka odepchnęła go na bok i rzuciła się na swego najmłodszego syna, obejmując go gwałtownie.”
Harry Potter i Zakon Feniksa
Drugi jest chyba jeszcze lepszy.
„– Harry, więc jaki jest plan? – zapytał George.
– Nie ma żadnego planu – odrzekł Harry, wciąż wytrącony z równowagi nagłym pojawieniem się tylu ludzi i oszołomiony bólem, który przeszywał mu czoło.
– To co, będziemy improwizować, tak? To mi najbardziej odpowiada – ucieszył się Fred.”
Harry Potter i Insygnia Śmierci
Co jeszcze ciekawe Fred jest postacią, której śmierci większość fanów żałuje chyba najbardziej. Sama Rowling przeprosiła zresztą za jego uśmiercenie ponad dwa lata temu.
Today I would just like to say: I’m really sorry about Fred. *Bows head in acceptance of your reasonable ire*
— J.K. Rowling (@jk_rowling) 2 maja 2015
Pytanie – czy musiał umrzeć? Wydaje się, że ktoś z Weasleyów musiał paść ofiarą Drugiej Wojny Czarodziejów, ponieważ jak przyznała autorka serii, gdyby wszyscy Weasleyowie przeżyli czułoby się w tym zbyt mało realizmu.
Dlaczego więc padło na Freda? Hmm… wydaje mi się, że głównym powodem było pokazanie tej okrutnej strony wojny i jej ofiarą musiał paść właśnie jeden z bliźniaków, bo śmierci jednego z tej dwójki spodziewano się chyba najmniej.
Kogo innego z Weasleyów miała wybrać Rowling? Charlie? Wiemy o nim za mało, za rzadko pojawiał się na łamach książek i jego śmierć nie wywarła by takiego wpływu na zakończenie sagi. Podobnie byłoby w przypadku Billa, choć o tym wiemy nieco więcej. Percy zaraz przed Bitwą o Hogwart przeprosił rodzinę i odkupił swoje winy, i miałby od razu zginąć?
Nad uśmierceniem Rona Rowling zastanawiała się w jednym z wcześniejszych tomów i jeśli wtedy się nie zdecydowała, to nic dziwnego, że teraz tego też nie zrobiła. Ginny musiała przeżyć, jako przyszła żona Harry’ego. Artur też był na liście do odstrzału, chyba już w Zakonie Feniksa. Ostatecznie przeżył, jak sama Rowling powiedziała, głównie ze względu na fakt, że w książce jest zbyt mało dobrych ojców. No i był wybór. On albo Lupin. Padło na tego drugiego.
Arthur lived, so Lupin had to die. I’m sorry. I didn’t enjoy doing it. The only time my editor ever saw me cry was over the fate of Teddy. 😢
— J.K. Rowling (@jk_rowling) 2 maja 2016
Molly nie mogła umrzeć po to, żebyśmy mogli przeczytać jeden z najbardziej badassowych momentów w całej serii.
„Harry, który zmierzał w stronę Voldemorta, natychmiast zmienił kierunek i ruszył ku niej, ale po paru krokach ktoś zepchnął go w bok.
– NIE W MOJĄ CÓRKĘ, SUKO!”
Harry Potter i Insygnia Śmierci
Znaczy były pewnie też inne powody i ten jest pewnie jednym z kilku, ale gdyby był jedynym to mi by to zupełnie wystarczyło.
Tak więc musiało paść na jednego z bliźniaków. Dlaczego? Tak jak pisałem wyżej. Śmierci któregoś z nich spodziewano się najmniej i pokazuje to okrucieństwo wojny i cenę jaką czasem trzeba zapłacić za zwycięstwo, tym bardziej jeśli ginie postać, która zawsze wywoływała uśmiech i miała pozytywny impakt na innych, nawet w tych mrocznych czasach.
Dlaczego więc tylko jeden z nich, a nie obaj? Chyba żeby pokazać jak trudnym przeżyciem dla jednego z braci może być śmierć drugiego i jak ciężko z nią sobie poradzić. Nawet pomimo upływu czasu.
Dlatego też George nie był w stanie po śmierci brata wyczarować patronusa, ponieważ wszystkie jego najszczęśliwsze wspomnienia związane były z jego bratem. Kiedy w ostatnim czasie trafiłem ponownie na tę informację i zacząłem się nad nią bardziej zastanawiać trochę mnie to dziwiło.
Przecież George ożenił się później z Angeliną Johsnosn, miał z nią dwójkę dzieci – Freda i Roxanne. To co? To znaczy, że ślub z nią albo narodziny dzieci nie były dla niego wystarczająco szczęśliwym wspomnieniem, żeby przywołać patronusa?
Żeby poprawnie skorzystać z tego zaklęcia nie trzeba przecież mieć tylko jednego szczęśliwego wspomnienia albo wspomnień związanych tylko z jedną osobą.
„– A jak się go wyczarowuje?
– Specjalnym zaklęciem, które działa tylko wtedy, jeśli czarodziej skupi się całą siłą woli na jednym, bardzo szczęśliwym wspomnieniu.”
Harry Potter i Więzień Azkabanu
Na przestrzeni całej serii możemy obserwować, jak Harry przywołuje patronusa z wielu różnych powodów.
„Chwila, w której po raz pierwszy dowiedział się, że jest czarodziejem i opuści dom Dursleyów, udając się do Hogwartu! Jeśli to nie jest szczęśliwe wspomnienie, to czy w ogóle ma jakieś szczęśliwe wspomnienia?”
Harry Potter i Więzień Azkabanu
„I nagle zrozumiał. To nie ojca wówczas zobaczył… Zobaczył siebie…
Wyskoczył zza krzaka i wyciągnął różdżkę.
– EXPECTO PATRONUM! – ryknął.”
Harry Potter i Więzień Azkabanu
„Skupił się na najszczęśliwszej myśli, jaka mu przyszła do głowy: na wydostaniu się z labiryntu i świętowaniu zwycięstwa z Ronem i Hermioną. A potem podniósł różdżkę i zawołał:
– Expecto patronum!”
Harry Potter i Czara Ognia
„A więc już nigdy nie zobaczę Rona i Hermiony, pomyślał.
Walcząc o ostatni oddech, ujrzał w wyobraźni ich twarze.
– EXPECTO PATRONUM!”
Harry Potter i Zakon Feniksa
„Harry uniósł różdżkę, patrząc prosto na Umbridge, i wyobraził sobie, że wyrzucają ją ze szkoły.
– Expecto patronum!”
Harry Potter i Zakon Feniksa
„Uniósł różdżkę. Bez względu na to, co miało się później stać, nie mógł poddać się pocałunkowi dementora. I myśląc o Hermionie i Ronie, wyszeptał:
– Expecto patronum!”
Harry Potter i Insygnia Śmierci
„– Dobrze – powiedziała Luna zachęcającym tonem, jakby znowu byli w Pokoju Życzeń, ćwicząc zaklęcia razem z innymi członkami Gwardii Dumbledore’a. – Harry… nie daj się, pomyśl o czymś szczęśliwym…
– O czymś szczęśliwym? – wychrypiał.
– Wszyscy wciąż żyjemy – wyszeptała. Wciąż walczymy. No, dalej, Harry, teraz…
Rozbłysła srebrna iskierka, potem chwiejne światełko, i wreszcie, po największym wysiłku, na jaki kiedykolwiek się zdobył, z końca jego różdżki wystrzelił srebrny jeleń.”
Harry Potter i Insygnia Śmierci
Jak doskonale widać na powyższych przykładach wcale nie trzeba mieć jednego szczęśliwego wspomnienia, by przywołać patronusa. Można jednak wysnuć wniosek, że Harry’emu najlepiej to wychodziło, kiedy myślał o Ronie i Hermionie.
Czy tak samo było w przypadku George’a? Wyczarowywał patronusa, kiedy myślał o Fredzie? Niewykluczone, ale jak możemy zobaczyć Harry’emu udawało się to również z bardzo błahych powodów, jak wyrzucenie Umbridege ze szkoły. Choć w sumie może to zły przykład, bo podejrzewam, że wtedy każdy byłby w wstanie w poprawny sposób posłużyć się tym zaklęciem. Dla wszystkich to byłaby ogromna radość.
Ponadto przecież nawet po ciężkich przejściach można używać bez problemu tego zaklęcia, a patronus może np. zmienić swoją formę, tak jak to było w przypadku Tonks.
„Przypomniał sobie jednak, że ma pewne pytanie dotyczące Tonks, a kto mógłby lepiej na nie odpowiedzieć niż Lupin, który wiedział wszystko o patronusach?
– Patronus Tonks zmienił swoją postać – zagadnął go. – W każdym razie tak powiedział Snape. Nie miałem pojęcia, że to możliwe. Jak mogło do tego dojść?
Lupin długo żuł kawałek indyka, zanim przełknął go i odpowiedział:
– Czasami… jakiś silny uraz… wstrząs emocjonalny…”
Harry Potter i Książę Półkrwi
Czy jednak śmierć Freda była dla George’a aż tak traumatycznym przeżyciem? Tak bardzo, że nawet pomimo ślubu z Angeliną, narodzin dzieci, ich dorastaniu oraz obserwowaniu ich pierwszych lat na świecie dalej nie był w stanie podnieść się po odejściu swojego najlepszego kompana i przyjaciela? Że więź, która ich łączyła była tak szczególna i mocna, że nie był w stanie pokonać tej blokady?
Być może i wydaje się to całkiem prawdopodobne, choć mi osobiście ciężko uwierzyć, że trzymanie po raz pierwszy w rękach swoich dzieci, ich pierwsze kroki, pierwsze słowa mogą być mniej szczęśliwymi wspomnieniami od psot i żartów z własnym bratem ze szkolnych lat.
A jakie jest wasze zdanie w tej kwestii?