Pewnych klasyków nie powinno się w ogóle ruszać. Mniej więcej taka opinia krążyła w internecie w chwili, gdy ogłaszano produkcję Jumanji: Przygoda w dżungli. I w sumie nie mógłbym bardziej nie zgodzić z tą tezą, ponieważ właśnie wróciłem z drugiej części tego kultowego już filmu z 1995 roku i bawiłem się zaskakująco dobrze.
Wbrew wszystkiemu sequel Jumanji okazał się naprawdę przyjemnym filmem i jestem bardzo miło zaskoczony, bo całość prezentuje się bardzo dobrze. Fakt, to kino typowo rozrywkowe i familijne, ale hej – przecież nie ma w tym nic złego. Któż z nas nie ma ochoty pójść czasem na łatwy w odbiorze sens, z nieskomplikowaną fabułą i po prostu dać się porwać czystej zabawie płynącej z ekranu. Zresztą, czy czymś takim nie była czasem pierwsza część, której kultowość większość starszych widzów ocenia głównie przez pryzmat nostalgii?
Jumanji: Przygoda w dżungli zaskakuje przede wszystkim jako dobra, lekka i naprawdę śmieszna komedia, ponieważ całość opiera się na odwróceniu ról bohaterów w filmie względem ich awatarów w grze komputerowej. I tak nieśmiały nerd staje się odważnym, przypakowanym, przepełnionym testosteronem przywódcą grupy, futbolista ze szkolnej reprezentacji jego niskim, pozbawionym sprawności fizycznej pomocnikiem, wycofana outsiderka seksowną zabójczynią, a szkolna piękność niskim, łysiejącym naukowcem z zaokrąglonym brzuszkiem.
I fakt dowcipy o tym, że postać która była wcześniej dziewczyną jest teraz chłopakiem i jakbyście nie wiedzieli z lekcji biologii chłopcy i dziewczynki różnią się trochę od siebie pod względem fizycznym są naprawdę słabe i żenujące, tak reszta humoru w tym filmie jest naprawdę w porządku.
Jack Black wcielający się w rolę popularniej szkolnej piękności w ciele podstarzałego naukowca z brzuszkiem czy też Dwayne Johnson w roli nastoletniego nerda to po prostu czyste złoto. I nawet Kevin Hart, który zazwyczaj mnie irytuje swoim sposobem bycia nie jest wcale taki zły.
Ponadto podoba mi się bardzo odwrócenie rozgrywki względem pierwszej części. Tam to dżungla z planszówki przenosiła się do współczesnego świata i powodowała szereg rozmaitych gagów, tutaj z kolei to gracze przenoszą się do dżungli i lwia część humoru wiążę się głównie z odkrywaniem przez nich umiejętności ich awatarów oraz niebezpieczeństwach czyhających w kolejnych lokacjach gry.
To drugie rozwiązanie jest również plusem z powodu malowniczych zdjęć, które kręcono na Hawajach, a szerokie kadry ukazujące momentami piękno tamtejszej flory oraz urzekające krajobrazy potrafią zachwycić.
Nie brakuje również nawiązań do poprzedniej części i tych kilka smaczków, które raczej pewnie wyłapią tylko widzowie pamiętający film z 1995 są naprawdę przyjemnym dodatkiem.
Jeśli można się do czegoś przyczepić w filmie to może do CGI, bo o ile praktyczne efekty stoją na całkiem niezłym poziomie, tak te komputerowe momentami są naprawdę słabe, niemniej nie przeszkadza to w odbiorze całego filmu. Fabuła również nie należy do szczególnie złożonych, ale jeśli ktoś oczekiwał skomplikowanych przemyśleń na temat życia i śmierci lub rozważań o egzystencji ludzkiego bytu to wybrał się chyba na inny seans niż powinien.
Fakt, nie obywa się tu na końcu bez obowiązkowego dla takich historii dość banalnego morału, a nawet, co ciekawe, pod koniec filmu w jednej ze scen można się lekko wzruszyć i było to całkiem zaskakujące, tak na koniec Jumanji to niczym nie skrępowana, czysta frajda z dużą dawką humoru. Takich filmów również nam trzeba, by czasem po prostu usiąść, zapomnieć o wszystkim i dać się porwać rozrywce.
Na koniec jeszcze jedna rzecz. W związku z tym, że mieszkam na co dzień w Londynie miałem okazję obejrzeć ten film w oryginalnej ścieżce dźwiękowej, a z tego, co się dowiedziałem w Polsce istnieje możliwość obejrzenia tylko wersji z dubbingiem. I jak dubbing w aktorskich filmach zupełnie mi nie leży, tak jeśli ktoś woli oglądać filmy w ten sposób to proszę bardzo. Ja nie mam nic przeciwko. Jedyne, co mi w tym przypadku nie pasuje, to że polski dystrybutor nie zdecydował się wydać również wersji z napisami i pozbawił możliwości polskich widzów posłuchania głosów oryginalnych aktorów.
I nie chodzi o to, że dubbing to zło i w ogóle. No może trochę tak, ale raczej o to, że pozbawia się widzów możliwości wyboru, ponieważ pewnie znalazło się gro osób, które nie zobaczy tego filmu w kinie głównie z powodu tego, że jest on dostępny w wersji tylko z dubbingiem. A szkoda, bo Jumanji to bardzo fajne, typowo odprężające kino rozrywkowe i część odmówi sobie przyjemności obejrzenia produkcji na dużym ekranie tylko ze względu na to, że nie ma wersji z napisami. Naprawdę szkoda.