2017 rok był dla mnie w pewnym sensie wyjątkowy jeśli chodzi o oglądanie filmów. Głównie dlatego, że zacząłem bardzo regularnie chodzić na premiery do kina, a nie oglądać je później w zaciszu domowego ogniska.
Pamiętam, że była końcówka marca, byłem na premierze Power Rangers (nostalgia potrafi być naprawdę bardzo potężnym magnesem) i rozsiadając się wygodnie w fotelu na ekranie, nim film w ogóle wystartował, zaczęły wyświetlać się kolejne zwiastuny i reklamy.
Jedną z nich była reklama karty unlimited umożliwiająca za miesięczną opłatą oglądanie kolejnych premier w zasadzie ile razy tylko mam ochotę i kiedy tylko chce od momentu wyświetlania filmu w kinie do jego zakończenia. Oczywiście bez tej karty cały proces również jest możliwy, ale za każdy seans trzeba płacić osobno. Tu wystarczy raz w miesiącu, a biorąc pod uwagę listę następnych filmów, które chciałem zobaczyć na dużym ekranie w kolejnych tygodniach i miesiącach sprawiła, że decyzja o zakupie karty unlimited przyszła z dużą łatwością.
I muszę powiedzieć, że to bardzo dobra inwestycja dla osoby, która chce być na bieżąco z wszystkimi najważniejszymi premierami. Szybka kalkulacja i okazało się, że wystarczy mi pójść dwa razy w miesiącu na seans posiadając kartę unlimited i wyjdzie mnie to taniej niż analogicznie pójść dwa razy w miesiącu kupując bilet normalnie w kasie. Bardzo, ale naprawdę bardzo dobra inwestycja i jeśli ktoś nie jest do tej formy przekonany to naprawdę nie ma się tu nawet nad czym dłużej zastanawiać, tylko zainwestować w taką kartę. Tym bardziej, że jej posiadanie niejako obliguje później do regularnego chodzenia do kina.
Jeśli chodzi o mnie to od wspomnianego wyżej seansu Power Rangers w marcu do końca tego roku 21 razy wybrałem się do kina, czterokrotnie po dwa razy na ten sam film, więc wychodzi mniej więcej dwa razy w miesiącu (liczę od ostatniego tygodnia marca do końca grudnia), a przede mną w tym miesiącu jeszcze dwa filmy.
Ktoś mógłby napisać, że 26 seansów w kinie w jednym roku (liczę również te dwa, które mnie jeszcze czekają plus 3 nim wszedłem w posiadanie karty) to mało imponujący dorobek i pewnie może mieć rację. Dla mnie to jednak duża rzecz, tym bardziej, że wcześniej tak często na premiery nie chodziłem.
W nadchodzącym roku chciałbym pójść jednak o krok dalej i przynajmniej raz w tygodniu wybrać się na jakiś seans. Tym bardziej, że zacząłem na blogu pisać recenzje filmów, w których dzielę się swoimi przemyśleniami na temat tego co zobaczyłem na ekranie. Chciałbym to dalej kontynuować, więc całość będzie to pewnie nie lada wyzwaniem, ale myślę, że powinno się udać, tym bardziej, że 2018 rok obfituje w kilka naprawdę ciekawych tytułów.
Tyle tytułem tego dość przydługawego, ale wydaje mi się koniecznego wstępu. No może jeszcze nie koniec. Nagrywając nasz ostatni podcast z podsumowaniem naszego roku w popkulturze w ostatnim jego panelu rozmawialiśmy o tym, na co czekamy w kolejnym roku. Przeglądając kolejne premiery doszedłem do wniosku, że nie jestem w stanie powiedzieć o wszystkich filmach, na które czekam, bo nagranie bardzo by się wydłużyło, więc powstał pomysł na powstanie tej listy.
Lista jest mocno subiektywna, więc jeśli na liście pojawią się filmy, na które ktoś z was akurat nie czeka lub nie, a ja ich nie uwzględniłem to weźcie to pod uwagę i podajcie w komentarzach swoją. A, i do kina chodzę głównie, choć nie zawsze na filmy wysokobudżetowe, więc wokół nich ta lista będzie się kręcić, choć znajdują na niej też inne pozycje. Lista nie jest również wartościująca. To po prostu 10 filmów, które naprawdę chciałbym zobaczyć już w tym momencie plus kilka pozycji, które do tej dziesiątki się nie załapały. Ok, więc zaczynajmy.
Anihilacja. Produkcja, na którą trafiłem dopiero przy tworzeniu tej listy i zaintrygowała mnie na tyle, by umieścić ją w dziesiątce. Film oparty jest na podstawie książki wydanej w Polsce pod tytułem „Unicestwienie”, która jest pierwszym tomem trylogii „Southern Rich”. Książki do premiery czytać raczej nie mam zamiaru, ponieważ wywinduje to pewnie moje oczekiwania względem filmu, jak to zwykle bywa w przypadku, kiedy oglądam jakąś adaptację, ale głównie bardziej przez, że ciężko mi będzie znaleźć na nią czas. W każdym razie na film czekam, bo ambitnego kina science fiction nigdy za mało.
Wyspa Psów. Kolejny film po Anihilacji, na który trafiłem dopiero w momencie tworzenia tej listy i automatycznie wskoczył do dziesiątki. Co tu dużo mówić. Jestem psiarzem. Psy zawsze były częścią mojego życia, czy to jak jeździłem na wakacje do rodziny na wsi, gdzie miałem z nimi do czynienia na co dzień i zwyczajnie rano jak się szło do lasu, to brało się ze sobą psy i były one stałym kompanem wakacyjnych przygód, czy to w momencie, kiedy sam w moim rodzinnym domu pojawił się mały beagle o wdzięcznym imieniu Atos. Dlatego, kiedy tylko zobaczyłem zwiastun, którego osią fabularną jest poszukiwanie czworonoga przez właściciela nie mogę przejść obok tego filmu obojętnie, tym bardziej, że sam zmagałem się przez moment z podobną sytuacją. Poza tym animacja wygląda bardzo oryginalnie, zupełnie inaczej w porównaniu do tego, z czym mamy zazwyczaj do czynienia w kinie, no i oczywiście obsada prezentuje się znakomicie. Bill Murray, Jeff Goldblum, Edward Norton, Bryan Cranston, Scarlett Johansson czy Tilda Swinton. Pozostaje tylko czekać.
Nowi Mutanci. Ciąg dalszy eksperymentowania z kinem superbohaterskim. Fox już świetnym Loganem i bardzo dobrym Deadpoolem pokazał, że ten rodzaj kina wcale nie musi być czymś wtórnym, że oddając swoje postacie komuś z niekonwencjonalną wizją i pomysłem można wnieść coś ciekawego, oryginalnego i świeżego w tej materii. Tym bardziej, że całość będzie operować w konwencji horroru, a czegoś takiego wcześniej w tym gatunku nie mieliśmy. Oczywiście nie horroru, ale filmu z superbohaterami, który byłby horrorem. I właśnie to wydaje mi się przyszłością dla tego rodzaju filmów. I bardzo fajnie, że Fox znalazł tu swoją niszę, nie boi się trochę zaryzykować i dać wolnej ręki twórcom. Mam też nadzieję, że w związku z planowanym przejęciem 20th Century Fox przez Disney’a tego typu projekty nie zostaną skasowane, tylko dalej będą się pojawiać, ponieważ wnosi to pewien powiew świeżości wśród tych wszystkich wysokobudżetowych, superbohaterskich produkcji.
Avengers: Infinity War. Nie wiem czy muszę pisać tutaj coś więcej. Początek końca tej wielkiej sagi rozpoczętej w 2008 roku pierwszym Iron Manem. Kto by się wtedy spodziewał, że całe MCU osiągnie tak wielki sukces i stanie się tak popularne wśród całej masy fanów na całym świecie, że wyciągnie do pierwszego szeregu takich bohaterów jak Iron Man, Thor, Kapitan Ameryka czy Strażnicy Galaktyki i niemal każdy film z tego uniwersum okaże się tak dużym sukcesem. Konsekwencja to chyba tutaj kluczowe słowo. I w sumie mógłbym obawiać się w jaki sposób w całą historię zostaną wpisani wszyscy bohaterowie, którzy pojawili się do tej pory w poprzednich filmach MCU plus czy uda się przedstawić szerokiej publiczności Thanosa w dużo lepszy sposób niż poprzednich złoczyńców Marvela, ale za całość odpowiadają przecież bracia Russo. To przecież oni poradzili już sobie z podobnym problemem przy okazji Civil War, gdzie każda z postaci miała swoje pięć lub więcej minut i nie czuło się, że jest tutaj wprowadzona na siłę, a jest wpisana w historię bardzo naturalnie. Poza tym to oni wyreżyserowali mój ulubiony film z tego uniwersum, czyli Zimowego Żołnierza, więc o jakość wykonania jestem raczej spokojny. Plus nikt tak nie kręci scen akcji, jak oni i liczę tu na scenę równie spektakularną jak walka na lotnisku w Civil War.
Solo: A Star Wars Story. To może być wielka katastrofa i pierwsza duża wpadka Disney’a od momentu, kiedy przejął prawa do marki od George’a Lucasa. Przede wszystkim dlatego, że w trakcie kręcenia zdjęć głównych do filmu z powodu nieporozumień pomiędzy twórcami doszło do zmian na stanowisku reżysera. Christopher Miller i Phil Lord, których wizja nie do końca odpowiadała producentom zostali zwolnieni i na ich miejsce zatrudniono Rona Howarda. I fakt, budzi to obawy i stawia pod znakiem zapytania efekt końcowy produkcji, ale podobna sytuacja miała miejsce w przypadku Rouge One, gdzie w tym przypadku zdecydowano się na dość duże dokrętki i wyszło to tylko filmowi na plus, ponieważ całość została bardzo dobrze przyjęta, zarówno przez krytyków, jak i widzów. Dobrze też, że zdecydowano się na zastąpienie dwójki Miller/Lord dość wcześnie, co da również czas Howardowi na spokojne wykorzystanie, wkomponowanie i przerobienie nagranego już materiału pod swoją własną wizję i zupełnie nie zdziwię się, jeśli te wszystkie problemy z produkcją skłonią szefostwo Disney’a do przesunięcia premiery filmu na grudzień. Ponadto nie rozumiem zarzutów wobec Aldena Ehrenreicha, któremu przypadła rola najlepszego szmuglera w galaktyce. Tak, nie wygląda jak Harrison Ford i przed nim ciężkie zadanie, ale krytykowanie go na starcie pomimo tego, że jeszcze nie widziało się go na ekranie jest po prostu głupie. Tak długo, jak Ehrenreich uchwyci esencję tej postaci, tak nie będę miał z jego występem żadnych problemów. Plus na koniec to nowy film w uniwersum Gwiezdnych Wojen, więc tego nigdy za mało i jeśli już miałbym wybrać z tej dziesiątki produkcję, na którą czekam w tym roku najbardziej to dla mnie jako wielkiego fana całej marki nie ma innej możliwości.
Deadpool 2. Nikt nie spodziewał się, że pierwszy Deadpool, który powstawał tak długo i o którego Ryan Reynolds walczył tak długo, i wreszcie w którego Fox kompletnie nie wierzył, do tego w kategorii R okaże się tak dużym sukcesem. Takim powiewem świeżości w kinie superbohaterskim, a jednak wyszło i to pomimo tej całej krętej drogi realizacyjnej, którą przeszedł. Do tego zarobił naprawdę wielkie pieniądze, przyjął się tak dobrze wśród krytyków i widzów, że druga część była czymś pewnym. Wydaje mi się, że dwójka może być nawet lepsza, ponieważ pojawią się nowe postacie i jestem cholernie ciekaw jak przedstawią kim jest Cable, bo tego naprawdę nie da się łatwo wytłumaczyć. Naprawdę nie da. No i Josh Brolin wygląda fantastycznie z tym świecącym okiem i tak nieporęczną spluwą jak to tylko możliwe.
Poza tym intryguje mnie, chyba najbardziej z całego filmu z przyczyn dość osobistych, postać Domino. Zupełnie nie przeszkadza mi to, że w komiksie ta bohaterka ma biały kolor skóry z czarną plamą wokół oka, a tutaj mamy czarnoskórą aktorkę z białą plamą.
Ciekawi mnie bardziej, jak wytłumaczą właśnie tą białą plamę, bo wygląda to jakby przypadłością Domino było bielactwo, a tak się składa, że ja również mam tę chorobę. I jeśli taka będzie przyczyna to będę bardzo, ale to bardzo zadowolony, ponieważ pozwoli to zwrócić trochę uwagę na tę dolegliwość i doedukować trochę społeczeństwo w tej kwestii. Co więcej pozwoli to nawet nabrać większej pewności siebie, przede wszystkim młodym osobom, które zmagają się z tym problemem na co dzień właśnie z powodu występowania takich plam na całym ciele, a szczególnie w tak widocznym miejscu jak twarz.
Ant-Man and the Wasp. Pierwszy Ant-Man był dla mnie jednym z największych zaskoczeń MCU. Nie spodziewałem się w ogóle, że oglądanie go sprawi mi tak dużo rajdy, tym bardziej, że okazał się lepszy od wychodzącego wcześniej w tym samym roku Czasu Ultrona. Tak na dobrą sprawę obchodził niewielu ludzi i wielu robiło sobie z niego żarty przed premierą, bo jak tu można robić film o gościu, którego supermocą jest kontrolowanie mrówek. Wydawało się, że czeka nas wpadka, a całość okazała się bardo dobrze skrojoną historią w stylu heist movie, opowiadającą głównie o tak nieskomplikowanej rzeczy jaką jest miłość ojca do córki. Ot, taka mała kameralna historia, gdzieś na skraju tego uniwersum. Wyszło znakomicie. Humor w filmie był świetny, z miejsca polubiłem te postacie, a szczególnie rewelacyjnego Michaela Pene jako Luisa i zwyczajnie chciałbym wiedzieć, jak dalej potoczą się losy tych postaci. Do tego Evangeline Lilly jako Hope/Wasp ma grać większą rolę w tym filmie i jest tutaj równie ważną postacią, bo przecież film będzie nie tylko o Ant-Manie, ale i o Wasp, a kobiecych superbohaterek w kinie nigdy za mało. Plus zauważam pewną analogię. Ant-Man również miał premierę po Avengers i okazał się lepszym filmem? Czyżby teraz miało dojść do podobnej sytuacji? Pewnie nie, niemniej liczę, że okaże się lepszy niż dwójka.
Iniemamocni 2. Pierwsza część to najlepszy film o Fantastycznej Czwórce, jaki kiedykolwiek powstał. Ot, taki mały żarcik na początek. Niemniej będąc już poważnym to 14 lat. Aż tyle musieliśmy czekać nim dostaniemy kolejną część jednego z najlepszych filmów superbohaterskich w historii? Bo tak chyba można powiedzieć o produkcji Pixara. Czekam bardzo, ponieważ poprzednia odsłona przygód rodziny z supermocami to jeden z moich ulubionych filmów tego studia, więc chciałbym przede wszystkim, żeby druga część dorównała poziomowi pierwszej. I zupełnie nie przeszkadza mi, że pomiędzy produkcją jednej a drugiej minęło tak długo czasu. Na trzecią odsłonę Toy Story musieliśmy czekać przecież 11 lat i naprawdę było warto, więc jeśli studio potrzebowało dobrego pomysłu na kolejnych Iniemamocnych to w tym przypadku jestem jak najbardziej za. Nie ma większego sensu robić kolejnej części na siłę i na fali popularności poprzedniej, tym bardziej, że pierwsza stanowi zamkniętą i spójną historię.
Fantastic Beasts: The Crimes of Grindewald. Nie jestem wielkim fanem pierwszej części, w której oprócz bardzo dobrego Collin Farrella i projektów niektórych zwierząt nie wiele było dobrego. Cała historia trochę kulała, ale rozumiem, że to ma być wprowadzenie do kolejnych części. I kiedy tworzyłem tę listę zastanawiałem się w ogóle, czy umieścić tutaj sequel, ale cholera – to przecież dalej uniwersum Harry’ego Pottera. Książki, które wciągnęły mnie w ogóle w czytanie. Świat, który znam tak bardzo dobrze, którego jestem naprawdę wielkim fanem, który można eksplorować na naprawdę wiele sposobów i który zwyczajnie chciałbym dalej poznawać, a tym razem film kręcić się będzie wokół konfliktu Grindewalda i Dumbledore’a. To kolejny powód na który czekam, bo być może pokażą nam na ekranie ich pojedynek, który się między nimi wydarzył, a w tamtym okresie byli to przecież dwaj najpotężniejsi czarodziej na świecie i cytując książki żaden inny nie mógłby się z nimi równać. Mam nadzieję, że jeśli ten pojedynek będzie w tym filmie, to będzie naprawdę spektakularny.
Aquaman. Jedna Wonder Woman wiosny nie czyni. Dlatego ten film będzie bardzo istotny dla istnienia całego DC Extended Universe, bo jeśli nie zarobi i nie odniesie względnego sukcesu to po Wonder Woman 2, która pewnie powstanie będzie można zaorać te całe uniwersum i rozpocząć reboot albo dać nam odpocząć od tych bohaterów na jakiś czas. Mam nadzieję również, że Aquaman zakończy te wieczne żarty z niego, że potrafi rozmawiać tylko z rybami i nic poza tym. Trochę jak Ant-Man, z którego również w podobny sposób żartowano. Liczę jednak, że nie przeszarżują również tutaj w drugą stronę i nie będą próbowali nam za wszelką cenę udowodnić jaki to Aquaman jest cool i super. O występ Jasona Momoy się nie martwię, bo już w Justice League było widać, że aktor ma dużo funu grając tę postać i teraz nie powinno być inaczej. Na dodatek dostajemy bohatera, którym jest władcą mórz i oceanów, więc liczę, że lwia część tego filmu będzie się dziać pod wodą i jestem ciekaw jak z tym poradzą sobie twórcy filmu, żeby zaprezentować nam to w miarę interesujący sposób.
Także tyle ode mnie. Na koniec chciałbym wyróżnić jeszcze kilka tytułów, które ostatecznie w dziesiątce się nie znalazły, ale niewiele im brakowało. I tym razem już bez tak obszernego opisu.
Coco. Produkcja Pixara, która w Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkam będzie mieć premierę dopiero w styczniu. Wszyscy już widzieli, ja dalej czekam.
15:17 do Paryża. Trafiłem na produkcję przy tworzeniu listy. Historia oparta na faktach wydaje się naprawdę ciekawa plus w produkcji mają wziąć bohaterowi, którzy naprawdę brali udział w tej sytuacji, a czegoś takiego w kinie chyba jeszcze nie mieliśmy.
Black Panther. Pierwszy raz w świecie MCU główny protagonista jest nie tylko superbohaterem, ale i królem państwa. To coś zupełnie innego niż dotychczas i chciałbym tylko, żeby film nie był wtórny. Plus Wakanda w zwiastunach wygląda super.
Alfa. Jak pisałem – jestem psiarzem i kiedy dostaję historię o początku przyjaźni człowieka z wilkiem w czasach prehistorycznych nie mogę przejść obok filmu obojętnie.
Player One. Wygląda trochę jak hołd dla popkultury poprzednich dziesięcioleci. Ciekawe ile smaczków twórcy ukryli w produkcji.
Jurrasic World: Upadłe Królestwo. Poprzednia część w miarę mi się podobała. Z ciekawości sprawdzę drugą. No i przecież to dinozuary, a za dzieciaka jarały mnie dinozaury i uwielbiam pierwszego Jurrasic Parka. No i Jeff Goldblum wraca.
Mowgli. Kolejna wariacja na temat Księgi Dżungli. Disney wypuścił swoją w 2016, ale ta będzie w reżyserii Andy’ego Serkisa z równie imponująca obsadą głosową – Benedict Cumberbatch, Christian Bale czy Cate Blanchett.
Ralph Breaks the Internet: Wreck-It Ralph 2. Pierwsza część podobała mi się bardzo, a że jestem fanem animacji to z chęcią wybiorę się na kolejną odsłonę przygód postaci z gier komputerowych. Mam tylko jedno życzenie – żeby tych postaci z tych najbardziej znanych tytułów pojawiło się więcej niż w jedynce, nawet jeśli tylko mają stanowić tło dla głównych bohaterów.
Bohemian Rhapsody. Biografia jednego z najpopularniejszych wykonawców w historii muzyki. Nie muszę tu chyba nic więcej pisać. Poza tym Rami Malek wygląda jakby urodził się, by zagrać Freddiego Mercury’ego.
Tak że pisze się osobno
PolubieniePolubienie
Dzięki za czujność ;]
PolubieniePolubienie