Avengers - Infinity War

Kiedy ostatnio oglądałem Avengers na dużym ekranie to zaraz po wyjściu z kina czułem się lekko zawiedziony. To nie było takie samo doświadczenie, jak po pierwszej części, o czym pisałem trochę więcej w moim rankingu filmów MCU. Dlatego też do Infinity War podchodziłem z lekkimi obawami. Bo jak sprostać temu ogromnemu hype’owi, który rósł z każdym dniem aż do premiery? Bo jak zmieścić w tym filmie tak wiele postaci, które trzeba sensownie wpisać w scenariusz, tak by każda dostała choć trochę czasu ekranowego, swój jakiś nawet mały moment i by nie zawieść przy tym ich fanów? Jednak przede wszystkim wiarygodnie przedstawić nam postać tego „złego” – Thanosa. Nakreślić nam jego motywację, historię, pokazać dlaczego robi, to co robi? A to wszystko w zaledwie dwu i pół godzinnym filmie. I wiecie co? Nie ma się o co martwić. Bracia Russo po raz kolejny, po świetnym Civil War, pokazali, że dają radę.

Specjalnie złego umieściłem w cudzysłowie, bo choć Thanos jest oczywiście przeciwnikiem Avengers, to nie jest to typowy komiksowy szwarccharakter. To bohater własnej historii i z jego perspektywy robi to, co wydaje mu się słuszne. Można nawet postawić tutaj tezę, że Infinity War to właśnie jego origin story, do tego przedstawiony w tak dobry i wiarygodny sposób, że z miejsca czyni go to jednym z najlepiej napisanych przeciwników głównych bohaterów. Jeśli w ogóle nie najlepszym.

Pomimo tego, co chce zrobić, doskonale rozumiemy jego podążanie do wyznaczonego celu. Ten jego chłodny pragmatyzm, jaki napędza jego działania, a nawet w pewnym momencie pojawia się wobec niego uczucie, którego bym się w ogóle nie spodziewał, że się pojawi – współczucie. Thanos jest tutaj naprawdę gotów poświęcić dużo, nawet względem siebie, byle osiągnąć swój cel. I nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie fantastyczny Josh Brolin, który nadał Thanosowi tak wiele ludzkich cech. I to spod tej całej charakteryzacji, make-upu i CGI.

Avengers - Infinity War 2
© null

Ale choć Thanos jest tutaj poniekąd najważniejszy, ponieważ gdyby nie był dobrze skonstruowaną postacią, to ciężej byłoby uwierzyć w to wszystko (ekhm… Age of Ultron), tak nie można zapomnieć o największej esencji MCU, czyli naszych super bohaterach. To właśnie tutaj część z postaci spotyka się ze sobą po raz pierwszy i możemy w końcu zobaczyć, jak na siebie reagują. I są to świetne momenty, od ścierających się ego Tony’ego Starka i Dr Strange’a, przez niesamowicie zabawne reakcje Strażników Galaktyki na Thora, po ponowne połączenie części Avengers w końcowej bitwie na Ziemi.

Co więcej walczący ze sobą ramię w ramię geniusz, playboy, bilioner i filantrop w zaawansowanej technologicznie zbroi w jednym, oraz mistrz sztuk magicznych w pozwalającej mu lewitować pelerynie są tutaj czymś tak normalnym i naturalnym, że nie sposób tego nie docenić. To właśnie takie chwile sprawiają, że 10 lat tworzenia wspólnego świata nie poszło tutaj na marne, bo z miejsca jesteśmy w stanie zaakceptować taki stan rzeczy i łatwo uwierzyć, że te postacie istnieją w tym samym uniwersum. Pomimo tego, że na pierwszy rzut oka tak bardzo się różnią pod względem mocy i umiejętności. 

Zresztą to właśnie wątek ze Starkiem i Strangem wydaje się nieco ważniejszy w całej historii niż ten rozgrywający się na ziemi, gdzie mamy naszych zjednoczonych Avengersów. I jest poprowadzony w bardzo dobry sposób, opierając się nie tylko na samych interakcjach i dialogach pomiędzy postaciami, ale też na rewelacyjnym aktorstwie całej tej grupy. Bo o ile Robert Downey Jr. jako Tony Star jest tak samo dobry, jak zawsze, tak odnoszę wrażenie, że Benedict Cumberbatch jest w Infinity War jeszcze lepszy niż w swoim solowym filmie.

Avengers - Infinity War 3
© null

I właśnie to jak dobrze poprowadzone są postacie z innych filmów przez braci Russo stanowi o dużej sile tego filmu. Choć trzeba przyznać, że to zasługa nie tylko ich, ale także innych reżyserów, którzy byli obecni na planie. Ponieważ postacie z innych produkcji nie zmieniają nagle swojego charakteru, tylko zachowują się dokładnie w taki sposób, w jaki znamy ich z poprzednich występów. I przy scenach z Dr Strangem widać wpływ Scotta Derrickosna, przy Thorze Taiki Waitiego, natomiast, kiedy na ekranie po raz pierwszy pojawiają się Strażnicy Galaktyki to mamy wrażenie, jakbyśmy oglądali film o ich przygodach w reżyserii Jamesa Gunna. To współpraca do tej pory nie spotykana w kinie, ale też do tej pory nie mieliśmy tak mocno połączonego ze sobą uniwersum i takiego filmu, jak Infinity War, który czerpie garściami ze wszystkich poprzednich 18 produkcji prowadzących właśnie tutaj.

I to może stanowić pewien problem, bo choć ktoś, kto nie widział wcześniej żadnego z filmów MCU powinien się tutaj bez większych problemów odnaleźć i wszystko zrozumieć (są tutaj elementy koniecznej, aczkolwiek nienachalnej ekspozycji), tak właśnie ten 10-letni bagaż i fakt obejrzenia wszystkich dotychczasowych filmów pozwala czerpać jeszcze większą radość z oglądania. Bo wiemy, kim są te postacie, jaką mają przeszłość i jakie są pomiędzy nimi relacje. Zdążyliśmy już je polubić, jednych bardziej, drugich mniej i przywiązać się do nich na tyle, że drżymy o ich los i z niepokojem śledzimy ich poczynania, gdyż wiemy, że nikt tu nie jest bezpieczny i bez ofiar po stronie bohaterów się niestety nie obejdzie. I wbrew pozorom to dobrze. Bo właśnie wtedy czuć powagę sytuacji, w której postawieni są nasi bohaterowie, a wówczas stawka i to, z czym przychodzi im się mierzyć momentalnie idzie w górę. To sprawia, że inaczej oglądamy film, bo wiemy, że coś może pójść nie pomyśli naszych bohaterów i zastanawiamy się, czy to nie są ostatnie chwile, kiedy oglądamy ich na ekranie.

Avengers - Infinity War 8
© null

Co więcej część osób może narzekać na dużą ilość wątków, choć mnie to osobiście nie przeszkadza. Te, prowadzone w co chwilę zmieniających się lokacjach mogą wprowadzać pewien element dezorientacji, niemniej same w sobie wynikają z opowiadanej przez braci Russo historii i zmierzają wszystkie do wspólnego finału. Np. w Age of Ultron Thor miał swój osobny, poboczny wątek, który w ogóle nie wynikał z fabuły filmu i sprawiał wrażenie wpisanego na siłę. Tutaj bóg piorunów również ma swoją własną historię, z tą różnicą, że całość jest sprawnie wpisana w scenariusz, za co twórcom należą się wielkie brawa. Choć trzeba przyznać, że m.in. przez to nie wszyscy bohaterowie dostają tyle samo czasu ekranowego. To może być problem dla fanów niektórych postaci, ale trzeba było dokonać pewnych wyborów i poświęcić część tego czasu jednych postaci na pokazanie innych, w tej części nieco bardziej istotnych. W tym również na przedstawienie Thanosa, dzięki czemu dostajemy tak bardzo dobrze zarysowanego antagonistę. To sprawia również, że nie dostajemy tutaj żadnego większego rozwoju postaci, nie ewoluują one, jak w poprzednich filmach, bo zwyczajnie nie ma na to czasu.

Ponadto jak w każdym filmie Marvela nie brakuje humoru, a najlepiej według mnie jest w momencie, kiedy Strażnicy spotykają Thora, choć oczywiście później też jest kilka dobrych momentów. Niemniej kiedy w końcu robi się poważnie, jest poważnie. Nie ma wtedy miejsca na żarty, śmieszkowanie, rzucanie głupimi tekstami. Czuć z ekranu powagę sytuacji i napięcie, które trzyma na skraju kinowego fotela.

Koniec końców Infinity War to niesamowity spektakl. Tak bardzo, że zaraz po napisach końcowych ma się ochotę przejść na salę kinową obok, żeby dowiedzieć się od razu co będzie dalej, ewentualnie przenieść o rok w przyszłość, byle tylko zobaczyć premierę czwartej części Avengers i tego, jak to wszystko się zakończy. Plus im więcej myślę o tym filmie, tym podoba mi się jeszcze bardziej i jeszcze bardziej doceniam pracę, jaką wykonali bracia Russo, by poukładać te wszystkie elementy i stworzyć z tego wspólną, tak dobrze zgraną całość. Bo to nie było łatwe zadanie. Do tego stopnia, że pewnie wybiorę się na film do kina jeszcze nie raz.

 

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s